2012 Bielsko-Biała

Wspomnienia z wymiany polsko-niemieckiej 
w dniach 19.06. - 24.06.2012

 

Pierwsze kroki jakie postawiliśmy we Wrocławiu były bardzo niepewne. Nasze opiekunki spędziły 5 minut na utarczkach słownych czy iść prosto, czy może skręcić w lewo*. Po wyciągnięciu mapy okazało się, że powinniśmy udać się w prawą stronę. Jednak ten problem okazał się błahostką, w porównaniu do tych, które czekały na nas za rogiem (albo i nie czekały, gdyż nie wiedzieliśmy za który róg zajrzeć). W efekcie 100- metrowa droga zajęła nam nie 10 a 30 minut*. Zlani potem, zgrzani i zziajani, lecz szczęśliwi, ze w końcu dotarliśmy do celu, przywitaliśmy się z naszymi niemieckimi przyjaciółmi. Po krótkiej przerwie na rozpakowanie i omówienie programu, zjedliśmy obiad i udaliśmy się na warsztaty integracyjne, które były wspaniałe,  gdyż poczuliśmy się 10 lat młodsi. Naszą ulubioną zabawą była gra, która polegała na stworzeniu zamku z 3 osób. Jedna osoba była księżniczką a 2 pozostałe, chwytając się za ręce, udawały zamek, na klaśnięcie księżniczki miały zmienić miejsce zamieszkania. Dawno się tak dobrze nie bawiliśmy! 

 

Następny dzień nie był już taki wesoły, ponieważ mieliśmy wyjść z hostelu, gdzie mieszkaliśmy przy klasztorze Jezuitów i zwiedzać miasto. Dostaliśmy dużo zadań do wykonania, np. odszukanie pewnych obiektów we Wrocławiu, czy wymienienie pudełka zapałek na inną rzecz z przypadkowym przechodniem. Słyszałam, że komuś się to nawet udało.* Niestety my (moja grupa mieszana językowo) nie mieliśmy takiego szczęścia. Ale mieliśmy okazję (niektórzy pierwszy raz) zobaczyć Ostrów Tumski oraz Wrocław oczami mieszkańców. 

 

Kolejny dzień poświęciliśmy na ewaluację gry Miasto oraz naszego pobytu we Wrocławiu. Z wielkim smutkiem pożegnaliśmy się ze wspaniałą i umiejącą współpracować z młodzieżą panią animator* i ruszyliśmy w drogę do Bielska. Dla Niemców podróż polskimi kolejami okazała się bardzo zabawnym doświadczeniem. W pewnym momencie pociąg zaczął lekko podskakiwać, co bardzo rozśmieszyło Niemców, którzy są przyzwyczajeni do czterogwiazdkowego standardu publicznych środków transportu. Cóż, przynajmniej przeżyli coś "niezwykłego" w Polsce. Na bielskim peronie wysiedliśmy późnym wieczorem, więc po powrocie do domu prawie od razu poszliśmy spać. 

 

W piątek nasi niemieccy towarzysze pojechali do Muzeum Auschwitz- Birkenau w Oświęcimiu, a my (polska grupa)  musieliśmy udać się do szkoły na lekcje J Wieczorem, spotkaliśmy się wszyscy w centrum, akurat tego dnia niemieccy piłkarze grali mecz z Grecją, więc  zasiedliśmy przed jednym telewizorem i zjednoczyliśmy się w kibicowaniu naszym zachodnim sąsiadom. Na szczęście wygrali!

 

W przedostatni dzień pobytu naszych przyjaciół w Polsce, udaliśmy się do Schroniska „Krzywa Chata” nad Zaporą w Wapienicy. Szliśmy  najbardziej okrężną drogą z możliwych (nie zgubiliśmy się, co było dla nas tak wielkim zaskoczeniem, że nawet nie zauważyliśmy kiedy doszliśmy do celu). Na miejscu rozpaliliśmy ognisko, nad którym upiekliśmy wyśmienite kiełbaski, które zagryzaliśmy chlebem i ogórkami (konserwowymi, bo przecież każdy Niemiec wie jak smakuje ogórek kiszony*). 

 

Niedziela była niestety ostatnim dniem pobytu naszych gości na polskiej ziemi, był to tak zwany „dzień rodzinny”, więc każdy spędził go według własnego uznania, ale nie można powiedzieć, że było nieciekawie. Po południu spotkaliśmy się wszyscy na dolnej płycie dworca PKS,  nadszedł czas aby się rozstać. Oczywiście nie obyło się bez łez i miłych słów na pożegnanie. Gdy o godzinie 18 Niemcy ostatecznie opuścili Bielsko poczuliśmy się,  jakby cząstka każdego z nas odjechała wraz z nimi. Przez ten cudownie spędzony tydzień zdążyliśmy się poznać,  bardzo polubić  i przeżyć razem kilka wspaniałych chwil. Myślę, że ten tydzień na długo pozostanie w naszej pamięci, a znajomość z naszymi sąsiadami nie skończy się na tym wyjeździe.

 

Opracowały: Marta Niedziela i Gosia Wandzel

 

*wystąpiła ironia