Biologia - prof. Tokarska poleca
- Szczegóły
- Opublikowano: wtorek, 17, styczeń 2012 12:14
- Odsłony: 2214
COŚ DLA MOLI KSIĄŻKOWYCH
Konrad Lorenz to nieżyjący już austriacki zoolog i ornitolog, noblista, twórca nowoczesnej etologii - dziedziny zoologii, zajmującej się badaniami zachowań zwierząt, zarówno dziedziczonych jak i nabytych.
Polecam jego ciekawe, urocze, pełne miłości do przyrody opowiadania o zachowaniu się zwierząt, z którymi jest w wielkiej przyjacielskiej zażyłości…
Konrad Lorenz „Opowiadania o zwierzętach”
fragment: „Dozgonna wdzięczność należy się moim rodzicom, którzy tylko kiwali głowami albo wzdychali przyzwalająco, kiedy jako uczeń lub młody student przynosiłem do domu nowego i prawdopodobnie wyrządzającego szkody przyszłego domownika. A co dopiero wycierpiała i tolerowała moja żona przez te wszystkie lata! Kto bowiem spodziewałby się po małżonce, że przystanie na oswojonego szczura, który bez żenady biega po mieszkaniu, wygryza z prześcieradeł ładne, małe krążki i wyściela nimi swoje gniazdo? Albo na papugę kakadu odrywającą z suszącej się w ogrodzie bielizny wszystkie guziki? Czy też, żeby zadomowiona dzika gęś nocowała w sypialni, a rankiem wylatywała przez okno?”
Spośród książek Farley’a Mowata – kanadyjskiego pisarza, działacza na rzecz ochrony przyrody, najbardziej znane są oparte na wspomnieniach z dzieciństwa, służby wojskowej i prac opisujących przyrodę północnej Kanady. I właśnie jedną z takich chciałabym polecić.
Początkujący biolog zostaje wysłany w odludne miejsce kanadyjskiej tundry. Powierzono mu misję szczególną…
Farley Mowat „Nie taki straszny wilk”
fragment: „W pierwszych dniach mego pobytu z wilkami siedziałem stale w namiocie, z wyjątkiem krótkich a nieodzownych wypadów na dwór, wtedy tylko podejmowanych, gdy wilków nie było widać. Cel tego ukrywania się był taki, aby zwierzęta przyzwyczaiły się do namiotu i brały go po prostu za jeszcze jedną górkę w terenie, gdzie i tak jest ich pełno. Później, gdy rozkwitło już pogłowie moskitów, przebywałem w namiocie właściwie bez przerwy, chyba że dmuchnął silny wiatr, jako że najbardziej krwiożerczymi bestiami w Arktyce są nie wilki, lecz nienasycone moskity.
Podejmowane przeze mnie ostrożności, aby nie przeszkadzać wilkom, okazały się zbyteczne. Ja potrzebowałem tygodnia, żeby się w nich rozeznać, natomiast one we mnie rozeznały się chyba przy pierwszym spotkaniu; i jakkolwiek nie było nic jawnie pogardliwego w ich niedwuznacznej ocenie mojej osoby, potrafiły ignorować moją obecność, a nawet moje istnienie, w sposób tak absolutny, że aż wprawiający w zakłopotanie.”
C.D.N.:)